poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział IV

Z głębokiego snu obudził mnie dzwoniący telefon. Niechętnie podniosłam się z łóżka i przetarłam zaspane oczy. Wzięłam brzęczące urządzenie do ręki, i odblokowałam połączenie.
-Słucham? -mruknęłam do słuchawki
-Hej Av. -rozbrzmiał przyjemny głos Britany'ego.
-Cześć. -rozpromieniłam się
-Tak sobie pomyślałem, że może poszlibyśmy do kina? -zapytał nieśmiało
-Z chęcią. Horror. -zaśmiałam się
-Kupuję bilety.
-A na jaki?
-Zdaj się na mój gust.
-Zdaję. -uśmiechnęłam się sama do siebie i przerwałam połączenie. Z optymizmem zaczęłam przeglądać szafę, wyciągnęłam pierwsze lepsze ciuchy i pognałam do łazienki. Wzięłam zimny prysznic na ochłodzenie, a następnie założyłam wybrane ubranie /klik/. Schodząc po śniadanie do kuchni, zajrzałam do wszystkich pokoju, ale nie było nikogo. Podśpiewując piosenkę, która chodziła mi po głowię od wczorajszego sympozjum zaczęłam krzątać się, wyciągając potrzebne składniki do omletów oraz smoothie. Włożyłam owoce do robota kuchenne, i przerzuciłam piekącego się placka na drugą stronę. Gdy zjadłam posiłek, ktoś z całej siły zapukał do drzwi frontowych. I jeszcze raz.
-Moment! -krzyknęłam z buzią pełną czekolady -słucham? -zmarszczyłam brwi patrząc na stojącą ciemną blondynkę, o niebieskich oczach i ubrana w czarną bluzkę, również czarne rurki, i czerwone vansy.
-Przyszłam tylko na chwilkę więc nie musisz mnie zapraszać do środka -rzuciła sarkastycznie
-Nie jestem kulturalna więc wybacz, ale nawet nie zaproponowałabym Ci tego -uśmiechnęłam się kpiąco
-Przejdę do sedna sprawy, bo jesteś dokładnie jak słyszałam -skrzyżowała ręce na klatce piersiowej
-Dajesz, nie mam czasu na bzdury.
-Może z innymi przeciwnikami miałaś łatwiej, ale teraz Ci się nie uda.
-O czym Ty mówisz? -byłam zdezorientowana
-Mat. Mówi Ci to coś?
-No mówi, mówi. Chłopczyk się mnie boi, postrzeliłam mu łapkę. Co jeszcze raz? -odsunęłam się od drzwi chcąc je zamknąć, ale dziewczyna stojąca naprzeciwko przytrzymała je stopą.
-Chciałam Ci po prostu powiedzieć że jeżeli on teraz nie da rady się z Tobą rozprawić, to ja mu pomogę.
-Ach tak? Pomożesz mu. Nie strasz mnie -mruknęłam
-Nie straszę, uprzedzam -szepnęła
-Słuchaj, ja się ani Ciebie, ani jego nie boję. Zgaduję że nigdy broni w ręce nie trzymałaś, więc pozwól ale zakończę tę bezsensowną konwersację z Tobą, iż nie mam na to ani ochoty ani czasu. -trzasnęłam drzwiami i  z bananem na twarzy usiadłam na bordowej, skórzanej sofie.

-Idziemy do parku? -Britany wziął mnie za rękę
-Jasne -uśmiechnęłam się na ten widok. Długo na to czekałam, i myślałam że się nie doczekam. Usiedliśmy na ławce w parku, a ja położyłam głowę na ramieniu chłopaka. Nagle przed oczami przemknęła mi sylwetka i twarz kobiety, która złożyła niezapowiedzianą wizytę w moim domu. Popatrzyła się na mnie, i uśmiechnęła szyderczo.
-Znasz ją? -wskazałam głową na przechodzącą postać po drugiej stronie ścieżki parku
-Znam, to jest Blee.
-Była dzisiaj u mnie, i groziła mi -uśmiechnęłam się szeroko na wspomnienie jej gróźb
-Co takiego? -odwrócił się gwałtownie i spojrzał w moje święcące oczy
-No tak, powiedziała że jak Mat nie da rady sam się na mnie zemścić, to ona mu pomoże.
-Ona jest nieobliczalna -pokręcił głową z niedowierzaniem
-Nie boję się -mruknęłam
-Pomogę Ci.
-Dziękuje -przejechałam opuszkami palców po jego delikatnym zaroście. -A własnie Britany, byłam wczoraj u Mata.
-Po co tam byłaś?
-Chciałam po prostu zobaczyć jak się czuję, polubiłam go. Poznałam go na imprezie u Satiany.
-Czyli to Twój kumpel?
-Znajomy, tylko znajomy. Słuchaj -wstałam i wzięłam do ręki torebkę -będę już jechać. Liczę na to że przyszedł już mój wynik czy dostałam się do Harvardu w Cambridge.
-A fakt mówiłaś. Odprowadzę Cię -automatycznie znalazł się przy mnie. W ciszy doszliśmy na parking gdzie stał mój samochód. Otworzyłam drzwi i wrzuciłam torbę na tylne siedzenie.
-Dziękuję za dzisiaj -pocałowałam go w policzek
-Ja też, było wspaniale. Zadzwoń gdyby przyszło potwierdzenie. -uśmiechnął się i zamknął mi drzwi. Wolno wyjechałam z postoju, i skierowałam się w stronę domu.
Weszłam do domu i trzasnęłam drzwiami. Ściągnęłam buty, a torebkę i klucz rzuciłam na komodę w holu.
-Avril! -usłyszałam głos mojego ojca -chodź tu!
-Moment! -weszłam do łazienki i poprawiłam włosy które sterczały każdy w inną stronę. -Kurwa -mruknęłam gdy gdy kosmyk przy szyi zawinął się w loczka -wspaniałe wilgotne powietrze, kocham to. -wyszłam z pomieszczenia i weszłam do salonu gdzie siedzieli moi rodzice.
-Patrz -mama podała mi białą kartkę
-Co to jest? -spojrzałam zdezorientowana -to jest ten list? -oprzytomniałam
-Tak -wyszczerzyła dwa rzędy lśniąco białych zębów
-Dostałam się? -zmarszczyłam brwi i podniosłam kąciki ust ku górze
-Czytaj.
Drżącymi rękami rozerwałam kopertę uważając na zawartość, i otworzyłam zwiniętą białą kartkę. Przeczytałam wielokrotnie nie mogąc uwierzyć. Właśnie dostałam się na wymarzone studia. Usiadłam na fotelu i napiłam się whisky ze szklanki, która leżała z bursztynowym trunkiem na stoliku do kawy.
-I jak?
-Nie wierze. -szepnęłam -nie wierzę.
-Uwierz! -mama zaklaskała w dłonie
-Gratulację słonko -tata przytulił mnie -jesteśmy z Ciebie dumni.
-Bardzo nawet -matka poprawiła kosmyk różowych włosów -w październiku zaczynasz studia.
-Dużo czasu jeszcze, ale zacznę już przygotowania. Dobrze by było gdybym miała jakieś książki żeby czegoś się już nauczyć, potem będę zawalona nauką.
-Jutro Ci je wszystkiego kupię.
-Okej, dzięki. Idę do siebie. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień -uśmiechnęłam z niedowierzania i weszłam po schodach do swojego pokoju. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni, i wystukałam szybko sms'a do Britany'ego.

*Zdałam! Wyjeżdżam w październiku. xx*

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział III

-Cholera -mruknęłam pod nosem i schowałam się za drzewo. Nie zauważył mnie, ale nieświadomie szedł w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech, i z prędkością światła schowałam się za drzewem, obok którego on przemierzał. Stanął przy małym krzaku, i rozejrzał się wkoło. Załadowałam karabin, i podbiegłam od tyłu, zasłaniając jego oczy swoją dłonią. -Witaj -szepnęłam zmysłowo do jego ucha
-Przeczuwałem to -mruknął, a ja w momencie jego rozkojarzenia wyrwałam broń z jego ręki i stanęłam na przeciwko niego z szyderczym uśmieszkiem
-A co byś zrobiła, gdybym powiedział Ci że jesteś piękna, zakochałem się i żebyś nie strzelała? -zmarszczył czoło ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem
-Zbyt trywialne -skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej -ale potraktuję Cie ulgowo -wymierzyłam w jego ramię i nacisnęłam spust.
-Myślałem że może patetyczne, no ale cóż -poddał się.

-Co z nim? -usiadłam na kanapie w gabinecie szefowej
-W porządku. Wykonano operację, i nic mu nie zagraża. Dobra robota Avril -uśmiechnęła się
-Jadę -wyszłam z budynku i wsiadłam do samochodu. Po parunastu minutach, dojechałam pod dom, i zaparkowałam samochód na podjeździe obok dwóch pozostałych aut. Cicho zamknęłam za sobą drzwi, i ściągnęłam buty. Nikogo nie było w salonie. Każdy z rodziców siedział w swoim gabinecie i uzupełniał papiery, a moje siostry były w swoich pokojach. Nałożyłam sobie paelle z owocami morza i usiadłam przy stole w jadalni. Leniwie zjadłam obiad i zapukałam do biura matki.
-Jestem i zjadłam obiad -oparłam się o framugę białych drzwi. Całe pomieszczenie było urządzone elegancko i ze smakiem. Meble były w kolorze dębu, trzy ściany biały kolor beżowy, a jedna na której były drzwi, miała położone drewniane pasy oddzielane srebrnymi paseczkami. Były na niej powieszone liczne certyfikaty, oraz dyplomy. Na przeciwko wejścia, były biblioteczka, rozpościerająca się na całą ścianę, a przed nią stało prawe narożne biurko, i czarny, skórzany fotel. Lewa ściana była przeszklona, zasłaniana jasnymi roletami. W kącie pokoju stała mała szafa, czerwony fotel, stolik do kawy, i lampa.
-To dobrze -nie odrywała wzroku od ekranu komputera -Lavigne, słucham -odebrała dzwoniący telefon -jakie komplikację? -oparła się o fotel i westchnęła -przyjadę.
-Co się stało?
-Postrzelony chłopak w ramię, wyciągnęli kule, ale jakieś nagłe komplikację.
-Mogę jechać?
-Po co? -zdziwiła się
-Chcę -skłamałam.
-Chodź -biegiem wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do samochodu. Droga minęła w ciszy, za co byłam wdzięczna. Weszłyśmy na oddział chirurgi, moja mama udała się na OIOM a ja usiadłam, czekając na nią.
-I co? -wstałam gdy wyszła z sali, zamykając za sobą delikatnie zasuwane drzwi.
-Krwotok, ale nic poważnego, udało się.
-To dobrze. Mogę wejść?
-Po co?
-Kumpel. -bez pytania ubrałam skafander szpitalny, i wślizgnęłam się do środka. Usadowiłam się na drewnianym krześle obok łóżka, i patrzyłam na śpiącego chłopaka. Włosy w nieładzie, z delikatnym uśmiechem na twarzy, wyglądał niezwykle pociągająco nawet po zabiegu.
-Co jest -podniósł leniwie powieki i rozejrzał się po pomieszczeniu -Co Ty tu robisz? -gwałtownie odsunął się na drugą połowę łóżka i popatrzył z przerażeniem w oczach na moją osobę
-Przyszłam odwiedzić przyjaciela, bo słyszałam że krzywda mu się stała przez jakąś wredną dziewczynę -uśmiechnęłam się porozumiewawczo. -Będziesz musiał jutro wcisnąć jakiś tani kit policji.
-Dlaczego tu przyszłaś? -jego wyraz twarzy i oczy, mówiły same za siebie- był zszokowany całą sytuacją.
-Polubiłam Cię na imprezie, a że potem musiałam Cię postrzelić to nic już nie jest moja wina -podniosłam ręce w geście poddania
-Ty jesteś chora -pokręcił głową z niedowierzaniem -ale nie martw się, jeszcze się odegram.
-Już się boję -wstałam z krzesła i poprawiłam bluzkę -idę już, wpadnę jutro zobaczyć jak czuję się mój przyjaciel -uśmiechnęłam się szyderczo i wyszłam z sali. Skierowałam się w stronę gabinetu mojej matki i weszłam bez pukania. Czytała coś na białej kartce i dopiero po chwili, zobaczyła że opieram się o drzwi z założonymi rękami na klatce piersiowej.
-Musimy już jechać -wstała z fotela i podała mi kartkę -idziemy dzisiaj całą rodziną na sympozjum profesor Walker.
-Ale mamo!
-Słucham? -otworzyła automatycznie drzwi samochodu
-Ja nie chce! Tam sami starzy profesorowie, lekarze, albo obrzydliwie rozpieszczone dzieciaki doktorków -trzasnęłam drzwiami auta
-Avril, Ty się zaliczasz do tej trzeciej sekty. Jedziesz i bez dyskusji. -tymi słowami zakończyła mój wywód, który miał na celu przedstawienie wad mojego pojawienia się na tym odczycie.
Z wściekłą miną weszłam do swojego pokoju, i zaczęłam buszować po mojej szafie. Po trzydziestu minutach, wybrałam odpowiednią kreację i poszłam do łazienki. Niektóre kosmyki włosów, pokręciłam lokówką, a na twarzy zrobiłam mocny makijaż. Przebrałam się z dziennego stroju w wieczorowy /klik/ i przejrzałam się w lustrze poprawiając swój wygląd. Zeszłam na dół, zahaczając obcasami o zielony materiał sukienki.

-Witam pani doktor! -podeszła do nas kobieta w średnim wieku, ubrana w czarną sukienkę, opinającą jej zgrabne ciało sukienkę, jasne szpilki i z mocnym makijażem ust.
-Dzień dobry -moja mama posłała jej ciepły uśmiech
-Avril, jak tyś wyrosła -światowej sławy hematolog uścisnęła mnie, że nie mogłam złapać oddechu przez krótki okres czasu
-Oj tak -matka poprawiła plątający się kosmyk włosów na moim ramieniu
-Dziecko, ja Cię chce zobaczyć jako absolwentkę medycyny na Uniwersytecie Harvard w Cambridge.
-Zobaczy mnie pani -uśmiechnęłam się stanowczo
-Temperamentna po mamie -kobiety zaśmiały się -Lucy, ile to ja razy mówiłam żebyś przyjechała do mojej kliniki na jakąś operacje? Będziemy teraz robić Pankreatoduodenektomie i potrzebuję Cię. Mamy zbyt słaby zespół jak na taki zabieg. Mogę na Ciebie liczyć?
-Jasne, przyjadę. Tylko kiedy?
-W sierpniu. Mam nadzieję że nie będzie kolidować z urlopem?
-Nie będzie, wolne mam w lipcu.
-Wspaniale -zaklaskała w dłonie -a Ty -wskazała na mnie palcem -również przyjedziesz, i będzie oglądać z boku. Musisz się uczyć -Walker pożegnała się z nami i poszła rozmawiać z resztą zaproszonych.

piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział II

-Cześć -usiadłam obok chłopaka o kolorze włosów ciemnego blondu i niebieskich oczach. Był ubrany w szarą koszulkę, czarne rurki i również czarne vansy, a w ręce trzymał szklankę z mojito.
-Hej -uśmiechnął się -Mat jestem -podał mi dłoń
-Avril -uścisnęłam ją i oparłam się o oparcie sofy
-Miła impreza, nie tak dużo ludzi, wszyscy znajomi. Świetne towarzystwo -wziął łyk trunku
-Najlepsze imprezy u Satiany -teatralnie wskazałam ręką na dziewczynę która rozmawiała ze swoim chłopakiem -ale szczerze, to Cię nie kojarzę.
-Nie mieszkałem tu, ale szybko się zadomowiłem.
-Sam przyjechałeś?
-Nie, rodzice kupili tu jakąś firmę czy coś, nie interesuję mnie to.
-A, dorabiasz gdzieś?
-No -zawahał się -można powiedzieć, ale lepiej o tym nie rozmawiać.
-Jasne -wzięłam łyk alkoholu w szklance. Wstałam z kanapy i podeszłam do Satiany. Złapałam ją za ramię, i odwróciłam w swoją stronę.
-To jakiś kryminalista? -kątem oka spojrzałam na chłopaka z którym rozmawiałam chwilę temu
-Nie wiem, ale Ty jesteś kryminalistką więc chyba powinnaś wiedzieć jak oni się zachowują -mruknęła i wróciła do tańczenia z innymi ludźmi. Impreza zaczęła się rozkręcać, alkohol lał się strumieniem. Wszyscy byli znieczuleni, zabawni i beztroscy. Resztkami czystego umysłu zadzwoniłam po taksówkę. Wsiadłam do wściekle żółtego samochodu i ze śmiechem trzasnęłam drzwiami. Kierowca popatrzył na mnie ze zdumioną miną i odpalił wóz.
-Jesteśmy -zatrzymał samochód
-Ach tak -rozglądnęłam się po ulicy -proszę -dałam mu do ręki banknot i wysiadłam. Chwiejnym krokiem doszłam do furtki i wcisnęłam pięciocyfrowy kod. Pchnęłam ją i kopnęłam butem żeby się zamknęła. Głośno zapukałam do drzwi i zaraz stanął przed nimi mój ojciec. Miał nietęgą miną na co ja wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem.
-Co Ty wyrabiasz? -krzyknął gdy ściągałam buty
-Ale co? -udałam niewiniątko
-Avril... -mama weszła do przedpokoju i popatrzyła na mnie ze złością gdy całkiem zalana mocowałam się z obuwiem
-Dajcie spokój, idę spać, adios -weszłam na czworaka po schodach i skierowałam się do swojego pokoju. W pełnym ubraniu, położyłam się na łóżku i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
-Kurwa -mruknęłam i z kłującym bólem głowy sięgnęłam po wodę postawioną na stoliku nocnym. Napiłam się parę łyków, i od razu przyniosło mi to ulgę. Z grymasem na twarzy zaczęłam przeszukiwać szafę w celu znalezienia czegoś do ubrania. Wyciągnęłam ubrania, i poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic, i odkręciłam zimną wodę. Pozwoliłam krystalicznie zimnym kroplom spływać po moim ciele. Przyniosło to niesamowite orzeźwienie. Wyszłam z kabiny i założyłam czyste ubrania /klik/, zrobiłam mocny makijaż i rozczesałam długie, włosy. Zeszłam na parter domu, i zastałam rodzinę jedzącą śniadanie.
-Hej -mruknęłam -dzięki że mnie nie budziliście na śniadanie -spojrzałam na zegarek który wskazywał 12.
-Powinniśmy -rzuciła twardo moja matka
-No dobra, przesadziłam wczoraj trochę -wzięłam kromkę chleba i posmarowałam nutellą -ale nie przesadzajmy, jestem dorosła.
-Avril, ale co z tego że jesteś dorosła. Dorośli ludzie się tak nie upijają -ojciec pokręcił głową z niedowierzaniem
-Jest tyle przypadków że trzeba wypłukiwać alkohol z organizmu młodzieżowy, bo są tak nie odpowiedzialni. Nie chciałabym żeby przywieźli Ciebie na izbę w takim stanie -mama podała mi kubek z kawą
-Mamo nie zaczynaj tego tematu, Wy wszędzie widzicie tylko swoją pracę! Weźcie się ogarnijcie, bo interesuję Was tylko to! Z Tobą mamo można gadać tylko o tym co należy do działu medycyny, a z Tobą tatą o tym co należy do działu prawa! Ileż można tego słuchać! -wybuchłam i wzięłam posiłek do swojego pokoju. Położyłam talerz na białej pościeli leżącej na łóżku i wzięłam laptopa. Włączyłam Twittera, i zaczęłam pisać z przyjaciółmi oraz jeść kanapki. Po trzech godzinach nic nie robienia zeszłam na dół skąd unosił się zapach świeżo pieczonych babeczek. Weszłam do kuchni i wzięłam czekoladową muffinkę.
-Avril, masz rację co do tego -podeszli do mnie rodzice gdy mocowałam się ze ściągnięciem foremki do babeczek
-Wiem, ale nie mam zamiaru Was nawracać -zielony papier włożyłam do kosza na śmieci i wzięłam kęs wypieku
-Co z Twoim samochodem?
-Jadę po niego.
-To chodź, muszę jechać po papiery do kliniki to Cię podwiozę.
-Okej -wzięłam kluczyki i wsiadłam do metalicznego Audi A7. Usiadłam na miejscu pasażera i czekałam na moją mamę. Po chwili pojawiła się przy samochodzie i odpaliła silnik. W ciszy wyjechała z podjazdu i wjechała na drogę główną.
-U Satiany? -bardziej stwierdziła niż spytała
-Ta -mruknęłam patrząc na migające krajobrazy za oknem
-Czy Wam się to kiedyś znudzi -zatrzymała się na światłach
-O co Ci chodzi?
-O wieczne imprezy, co tydzień balujecie a Ty co dwa przychodzisz całkowicie zalana.
-Skończmy ten temat. Masz jakąś operację dzisiaj?
-Jeśli nic nagłego nie wystąpi to nie. A co, wybierasz się może gdzieś.
-No tak, ale to tylko na chwilę.
-Avril, nie.
-Mamo, muszę. Na góra godzinę. -zrobiłam maślane oczka -Dlaczego tu przyjechałyśmy? -popatrzyłam ze skrzywieniem na klinikę mojej mamy
-Po papiery -wysiadła z samochodu i popatrzyła na mnie -chodź, pomożesz mi je wziąć -niechętnie wysiadłam z samochodu i poszłam wraz z matką w kierunku drzwi wejściowych. Pchnęłam duże, szklane drzwi z napisem 'wejście' i skierowałyśmy się w stronę gabinetu. Wszyscy kłaniali nam się po drodze, na co ja posyłałam im ciepły uśmiech. Z radością weszłyśmy do dużego pomieszczenia i zaczęłyśmy zbierać papiery.
-Te też? -wskazałam na stertę leżących dokumentów na biurku
-Nie, te nie.
-Dzień dobry -ktoś zapukał do drzwi i wystawił przez nie głowę -można?
-Proszę bardzo -moja matka uśmiechnęła się a do jej gabinetu weszła brunetka, o delikatnym makijażu, ciemnych oczach, i ubrana w biały kitel.
-Pacjent z 12, skarży się na bóle brzucha, a że ja nie jestem chirurgiem to nie wiem do końca co to może być. Biorę pod uwagę tętniaka.
-A nie ma wolnych chirurgów?
-Nie ma, operują. Dwie planowe operację, i jedna nagły przypadek.
-A no to już idę. A Ty -popatrzyła na mnie surowo -poczekaj tu, i może ułożyć te papiery chronologicznie. -wskazała na starte białych kartek i wraz z lekarką wyszła z pomieszczenia. Usiadłam na białym, skórzanym fotelu i obkręciłam się parę razy wokół własnej osi. Otworzyłam leżącego laptopa na stole i wpisałam hasło. Weszłam na Twittera i zaczęłam przeglądać tweety znajomych. Odpisałam na parę i włączyłam muzykę. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę -mruknęłam i w drzwiach pojawiła się rudowłosa kobieta, w niebieskim stroju do operacji -dzień dobry.
-Dzień dobry, jest Lucy?
-Nie ma, poszła na konsultację. Pewnie będzie za chwilę. Poczeka pani?
-Tak, poczekam -usiadła na czerwonym fotelu w kącie pomieszczenia. -Ty to pewnie Avril?
-Tak. A pani?
-Eva, chirurg.
-Ciężka operacja?
-Dosyć, nagły przypadek. Wezwali mnie do kliniki z domu, miałam wolne dzisiaj. No ale cóż taki urok zawodu -uśmiechnęła się cierpko i biło od niej zmęczenie
-O Eva -mama weszła do pomieszczenia
-Cześć Lucy, Ty masz może dokumentację tego pacjenta z 19? Operowałam go teraz i chce od razu wszystko wypełnić.
-Tak, chyba tak -zaczęła szukać czegoś w stosie rzeczy -o proszę -podała jej niebieską teczkę.
-Dziękuje, a słyszałam że byłaś na konsultacji, coś poważnego?
-Nie, póki co nie. Ale mają mnie wzywać gdyby coś. A Ciebie z urlopu zerwali?
-Już drugi raz pod rząd, nie umieją sobie tu beze mnie poradzić.
-Do domu marsz!
-Tak jest pani dyrektor -kobiety zaśmiały się i ruda chirurg opuściła pomieszczenie.
-Idziemy mamo? -stanęłam obok drzwi wyjściowych -mam dość jak na dzisiaj.
-Tak, weź to -podała mi parę teczek i wyszłyśmy. Zamknęła drzwi i skierowałyśmy się w stronę auta.
-To ja wezmę swój samochód i załatwię swoją sprawę, i migiem wracam do domu, dobrze? -popatrzyłam z nadzieją w oczach na matkę
-Góra godzina.
-Tak jest -podwiozła mnie pod dom Satiany i wsiadłam do swojego samochodu. Poczekałam chwilę aż odjedzie i pojechałam w stronę bazy. Obróciłam się parę razy za siebie, patrząc czy nikt mnie nie obserwuję. Nikogo nie było. Weszłam do dużego budynku i skierowałam się w stronę biura szefowej.
-Avril, już myślałam że nie przyjedziesz. To on -podała mi fotografię chłopaka. Mat, zaraz będę musiała walczyć z tym przystojniakiem, to żart -będzie w okolicy za jakieś 20 minut.
-Dobra, idę się przebrać -popędziłam w stronę szatni i wyjęłam czarny obcisły strój. Założyłam go na siebie, a fotografię położyłam w szafce. Wyszłam na dwór, i stanęłam czekając na broń.
-O Avril, proszę -wysoki mężczyzna podał mi rewolwer
-Hej Britany -wzięłam do ręki pistolet i uśmiechnęłam się do przyjaciela
-Lubisz ryzyko?
-Jest ryzyko, jest zabawa -zaśmiałam się głośno.

środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział I

-Co robisz jutro po szkole? -siedziała obok mnie dziewczyna o imieniu Satiana z błękitnymi oczami
-Zlecenie -zapaliłam papierosa
-Rodzinka wie?
-Coś Ty, matka cały czas w tej swojej klinice, ojciec cały czas w kancelarii, mam spokój totalny -strzepnęłam część wypalonego papierosa na trawę
-A co zrobisz jak się dowiedzą?
-O niczym się nie dowiedzą -zaśmiałam się pod nosem -niby skąd?
-A co z kasą?
-Oni mi dają kasę co chwilę i myślą że stąd ją mam. Dobra idę, obiecałam im że przyjdę na rodzinną kolację, dziadki od strony matki mają przyjechać -skrzywiłam się -będzie krzyk jak nie przyjdę -zaśmiałam się sama do siebie na wspomnienie ostatniej takiej akcji. Skierowałam się do wyjścia z parku i podążyłam w stronę domu. Otworzyłam duże drzwi zrobionego z białego szkła, i weszłam na biały przestronny korytarz.
-Avril -mama ubrana w czarną klasyczną sukienkę sięgającą przed kolana podbiegła do mnie
-Co jest ?-mruknęłam i ściągnęłam białe conversy
-Przyjechali już, a Ciebie nie ma -przybliżyła się do mnie -paliłaś -rzuciła twardo
-Nie rób z tego powodu problemu, mam 19 lat.
-Nawet 19 -latkowie chorują na raka płuc, przebieraj się i chodź. -wróciła do salonu. Weszłam po drewnianych schodach i otworzyłam pierwsze drzwi po prawej. Był to mój pokój. Pomieszczenie urządzone było w kolorze bieli, czerni i szarości. Na ścianach były białe cegły, na podłodze również biały dywan, meble były w kolorze białego, a dodatki czarne i szare. Na jednej ścianie rozpościerało się wielkie okno od samego dołu ściany do sufitu. Podeszłam do szafy i przesunęłam jedną część szafy. Wybrałam ciuchy i weszłam do swojej łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zmywający ze mnie zapach papierosów i ubrałam się /klik/. Zrobiłam dosyć mocny makijaż i wyszłam ze swojego pokoju. Pchnęłam duże drzwi prowadzące z korytarza do wielkiego pomieszczenia gdzie znajdowała się kuchnia, jadalnie i salon i pewnym krokiem zaczęłam iść w stronę dochodzących głosów. Stanęłam przy ścianie części jadalni i odchrząknęłam. Banda snobów -mruknęłam pod nosem gdy cała rodzina, oprócz moich młodszych sióstr starała się pokazać co wie na dany temat.
-Dzień dobry! -podniosłam teatralnie ręce do góry i usiadłam na wolnym krześle obok Aleks.
-Witaj -dziadkowie uśmiechnęli się i powrócili do zawziętej rozmowy z moimi rodzicami.
-Jest coś do jedzenia? -zmarszczyłam brwi i spojrzałam na stół na którym znajdowało się wino, pięć kieliszków, dwie szklanki moich sióstr, parę soków, owoce i różne przekąski przed daniem głównym.
-Jeszcze nie -Aleks wzięła łyk soku
-Wino? -wzięłam do ręki butelkę -nic lepszego się nie dało -zaczęłam po raz kolejny narzekać na gust alkoholowy moich rodziców -Jack Daniels mógłby być, a nie jak zwykle czerwone wino -odłożyłam butelkę z niechęcią i do małego kieliszka nalałam sobie soku
-Avril -ojciec popatrzył z niesmakiem na małe naczynie napełnione sokiem
-No co? -zmarszczyłam czoło i upiłam łyka
-To nie jest kulturalnie.
-Kulturalnie to nie jest czekać tyle na jedzenie -odgryzłam się na co ojciec pokręcił głową z niedowierzaniem. Po chwili rodzice przynieśli jedzenie, był to homar, wszyscy nałożyli sobie po trochę wszystkich sałatek, ryby, pieczonych jabłek, ziemniaków z koperkiem. Kolacja minęła błyskawicznie, w dosyć przyjemnej atmosferze jak na takich nudziarzy, i ludzi którzy tylko i wyłącznie zajmują się medycyną, a wyjątkiem jest mój ojciec który jest prawnikiem.
-Avril -moja babcia, kardiolog upiła łyk wina -drogie dziecko, wyjeżdżasz stąd?
-Tallahassee to jest piękne miejsce, ale jednak może uda mi się studiować w Kalifornii -mruknęłam od niechcenia ale w głębi duszy uwielbiałam mówić o moich planach na przyszłość, chodź wiązały się one również z medycyną więc mogło to nie być ciekawe jak dla mojej rodziny.
-A co?
-Medycynę, a co by innego -zaśmiałam się
-To kocha cała nasza rodzina -dziadek posłał mi uśmiech -no przepraszam, nie całą -popatrzył z uśmiechem na mojego ojca
-Dziecko a jaka specjalizacja?
-Hohoho wychodzicie za bardzo w przyszłość -klasnęłam dłońmi
-Ale w stronę chirurga tak jak Twoja mama czy jak my -kardiolodzy? Może kardiochirurgia?
-Nie wiem, coś z chirurgią, ale dokładnie co to zobaczę na studiach, za dużo chcecie wiedzieć -wstałam od stołu -przepraszam ale jestem umówiona -pożegnałam się z rodziną i biegiem popędziłam do swojego pokoju. Ściągnęłam z siebie eleganckie ubrania i ubrałam mniej formalne /klik/. Wzięłam kluczyki do swojego czarnego Land Rovera i szybko wyjechałam z podjazdu do domu. Jechałam słuchając różnych piosenek które leciały w radiu i podśpiewując sobie niezbyt umiejętnie każdą z nich. Zaparkowałam samochód na kraju ulicy, stawiając go za białym Mercedesem. Zadzwoniłam domofonem i pchnęłam furtkę. Przeszłam ścieżką zrobioną z powtapianych kamieni. Weszłam po paru drewnianych schodkach i otworzyła mi drzwi Satiana.
-Hej -weszłam do domu gdzie rozbrzmiewała głośna muzyka
-Cześć Av, myślałam że nie przyjdziesz -weszłyśmy do wnętrza domu gdzie nasi znajomi pili drinki, albo co nie którzy poruszali się w rytm muzyki
-To jakiś nowy? -wskazałam na siedzącego tyłem chłopaka
-To ten przystojny chłopak, o którym Ci mówiłam. Zna się ze wszystkimi tutaj. -zrobiła mi mojito -proszę.
-Dzięki. Idę się z nim poznać -wzięłam łyk trunku i skierowałam się w stronę ciemnej kanapy.
© Agata | WioskaSzablonów
Resurgere and Grinmir-stock